piątek, 28 października 2011

Jesień - dobry czas na drapieżnika.

Jesień – czas, który może niejednego wędkarza zaskoczyć. Dni stają się coraz krótsze i chłodniejsze, coraz bliżej stan zimowego uśpienia, które ogarnia nawet wędkarza, ale na pewno nie drapieżnika. To czas drapieżników. Czas dla wędkarzy - spinningistów. Czas dla dużych ryb, które rzeczywiście „myślą”, że jesteśmy zbyt senni i nas przechytrzą.   Szczupak okazały zawsze mi się kojarzy z jesiennym łowem. Szukam go zazwyczaj na płyciźnie, przy trzcinie i zaroślach. Szokuje mnie zazwyczaj o tej porze swoją agresywnością, ale i przemyślaną walką – zwłaszcza duży szczupak wzbudza tyle emocji, że zmarznięte ręce i zimny nos nie są w stanie zniechęcić, aby kontynuować tę niezwykłą grę. Duży szczupak nie trafia się zbyt często, trzeba mieć wiele cierpliwości, wybrać odpowiednią porę, trafić na dzień dzień dobrych brań – niekoniecznie proponowanych przez wędkarskie kalendarze, a i pewnie trochę umiejętności, by tego szczęścia nie zaprzepaścić. Zawsze się zastanawiałem i zastanawiam do dziś, gdzie szukać jesiennego szczupaka? Najczęściej spotykałem go na płyciźnie, bo tam zawsze jest trochę słońca, które przyciąga drobnicę, a tam drapieżnik nie będzie głodował. Niezawodne zawsze były okolice trzciny i nigdy praktycznie nie przepłynę obok niej obojętnie. Czasami zniechęcony brakiem efektów rzuciłem jednak na głębię, w pobliże jakieś widocznej roślinności i przyznam, że nie jeden raz miło się zaskoczyłem.   Na bardziej otwartej wodzie, blisko jednak brzegu, wykorzystuję echosondę, która pokazuje mi przede wszystkim głębokość i spady – dołki, które często są miejscem, w którym czai się drapieżnik. Nie jest tutaj tak do końca ważny ciężar blaszki czy rippera, bo można prowadzenie przynęty regulować spiningiem, ale im bardziej płycej, tym bardziej sięgam po lżejsze i tym samym mniejsze. Gdy trafię w porę żeru, szczupaki zaatakują przynętę prowadzoną płycej, nawet po plusknięciu w wodę. Trudniej niewąpliwie w dzień, w którym nie żerują i czają się gdzieś na głębi, ale wtedy uzbrajam się w cierpliwość i łowię mniej, ale za to bardziej efektownie jeśli chodzi o wielkość i wagę. Warto zwrócić uwagę na to, że gumowe przynęty mają często tylko jedną kotwiczkę. Można wówczas uzbroić ją w jeszcze jedną dodatkową, ale jeśli pozostaniemy przy jednej tylko, to konieczne jest mocne w miarę przycięcie i uważanie, by przy holu nie popełnić błędu. Na pewno nie poprawiać zacięcia i nie dać szans drapieżnikowi na to, aby poczuł luźną żyłkę czy plecionkę. Nawet przy wyskoku ryby nad wodę musimy czuwać, aby tego luzu nie poczuła, bo wykorzysta go na pewno i pozostanie nam tylko wzdychać, że taki duży okaz, a jednak przegrałem. Autor: Krzysztof

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz